Zwrot ku człowiekowi - Rozmowa z Józefem Wilkoniem
Józef Wilkoń to bez wątpienia Mistrz wielu technik artystycznych i twórczy eksperymentator. Jego psychologiczne portrety zwierząt przeszły już do legendy, a ilustracje doceniono w wielu krajach. Rozmawiam z artystą o najnowszych pracach związanych tym razem z człowiekiem, a dokładniej kobiecym aktem wykonanym techniką digital painting. W tym roku Józef Wilkoń obchodzi 89. urodziny. Z tej okazji we współpracy z warszawską galerią Limited Edition powstała wystawa ,,Akt w malarstwie Józefa Wilkonia”.
Panie Józefie, przeszedł Pan w ciągu swojej kariery wiele przemian artystycznych. Skąd wzięła się potrzeba powrotu do klasycznych kobiecych aktów po tylu latach pracy z przedstawieniami zwierząt?
No właśnie, skoro się zajmowałem tak często [zwierzętami] no to Bożesz mój drogi, po tylu latach pracy przyszło mi do głowy, żeby zająć się inną biologią. Innym cudem natury, jakim jest ciało kobiety. Nie ma zbyt dużej odległości, biologicznej w każdym bądź razie, między ciałem zwierząt, a ciałem kobiety. Oczywiście z całym szacunkiem dla kobiecości, zwierzęta mają również swój własny wdzięk. Jeżeli udawało mi się uzyskać w sylwetkach i postaciach zwierząt, to liczę na to, że również radzę sobie z wdziękami ciała kobiecego. Nie widzę w tym dużego szoku, i cieszyłby mnie fakt, gdyby się okazało, że radzę sobie z aktem kobiecym zarówno dobrze jak ze zwierzętami.
Pana najsłynniejsze wcześniejsze przedstawienia, nie idealizują rzeczywistości. To portrety psychologiczne zwierząt, w których wiele osób doszukuje się ludzkich cech. W najnowszych pracach, studiach ciała, zasada ta działa w odwrotnej kolejności?
Nie ma tu żadnej odwrotności. Zawsze, za cokolwiek się nie brałem, czy była to twarz słonia, szympansa, czy subtelna, delikatna twarz kobiety, szukałem w nich jak to mi mówiono, iskierki życia. I to nie jest w istocie ważne czy ludzkie cechy czy zwierzęce, chodzi o iskierkę życia. Nie widzę tu żadnej przeciwstawności. W portretach psychologicznych zwierząt przeciwstawiałem się La Fontaine'owskiej tezie, że wszystko co u ludzi jest złe można określać cechami zwierzęcymi. To właśnie to odwróciłem.
Jaką narrację niosą ze sobą poszczególne postaci? Każda z nich jest nośnikiem historii z Pana życia, a może to czysta fikcja ilustratora?
Oczywiście, że jest to czysta fikcja ilustratora, ale fikcję tworzy się zawsze z jakiegoś tam zanadrza. Są to rzeczy z fantazji wymyślone, ale skoro tak, to znowu mnie to dziwi, bo mi wyszły kobiety zgoła prawdziwe. Już mówiłem, że nawet można je nazywać Zosia, Kasia i tak dalej, ale to wcale nie znaczy, że one są wzięte dokładnie z mojego życia. One są z wyobraźni, ale cieszę się, że są w nich elementy życia.
W dzisiejszych czasach wiele mówi się o relacji człowiek-zwierzę. Zdaje się, że ta granica coraz bardziej się rozmywa. Czy jest Pan zwolennikiem postulatów posthumanizmu?
Oczywiście, że ta granica się coraz bardziej będzie rozrywać, bo ten podział na genialny twór natury jakim jest człowiek i ta reszta, natura w niższej wersji – zwierzęca czy roślinna – ona zaczyna się przesuwać. Coraz więcej ludzi wyraźnie bada problem jak dalece zwierzę myśli, czuje. Czytaliśmy ostatnio interesujące prace nad inteligencją drzew. Ja już dawno mówiłem, że wycięte drzewo płacze, tylko nasz słuch jest głuchy. Zawsze człowiek będzie człowiekiem w tej relacji, zwierzę zwierzęciem i drzewo drzewem, ale takie granice jakie kiedyś ustanowił człowiek były nieludzkie. Nie do przyjęcia, ale to się będzie zmieniać. Musi zmienić się stosunek człowieka do reszty natury.
Niewątpliwie zmienia się to podejście i myślę, że Pana prace są doskonałym przykładem zwrotu w myśleniu, słuszną gloryfikacją wyjątkowych stworzeń nieludzkich. Powróćmy jednak do aktów. Zastanawia mnie fakt powrotu do akademickich zasad, a dokładniej studiowania ciała ludzkiego. Czy wykorzystanie aktu jest swego rodzaju tęsknotą za czasami na akademii?
Bardzo sympatycznie, bardzo bardzo sympatycznie wspominam akademię ze wszystkim co wtedy było, z cudownymi pedagogami, ale też biedą i prostotą środków. No również jest to tęsknota za młodością…
W swoim dorobku posiada Pan prace wykonane w naprawdę wielu technikach, również autorskich takich jak malarstwo na mokrym papierze czy ilustracja przestrzenna. Skąd pomysł na malarstwo za pomocą tabletu czyli tak zwany dzisiaj digital painting? Czy jest to medium w jakiś sposób ograniczające, a może wręcz przeciwnie?
Tak jak już mówiłem, chętnie zmieniałem techniki i to radykalnie. Ponieważ pracuję i żyję w okresie kiedy korzystanie z komputera stało się wręcz powszechne, nie sposób żebym z tego nie skorzystał. I to nie tak, żeby tylko tego dotknąć i spróbować. Ja już mam poza sobą sześć czy siedem książek wykonanych tą techniką jak chociażby Zbuntowany Elektron, Krowa Kolorowa czy Elektroniczne Impresje. Noi te panienki, dziewczyny, które teraz namalowałem powstały dzięki digital painting. Mnie to nie ogranicza, po prostu wykorzystałem jeden ze sposobów. Może się okazać, że jeszcze jest tutaj coś do odkrycia. Przecież ja na komputerze się nie znam. A nóż widelec jeszcze wypłynie stamtąd coś niesłychanie interesującego i w związku z tym do tego wrócę. No ale to z kolei nie znaczy, żebym odchodził od malarstwa klasycznego. Nigdy tak nie będzie.
Najnowsze prace to spontaniczny eksperyment czy zaplanowany zwrot w twórczości?
To jest eksperyment, ale to jest eksperyment, który wydał pewne owoce. To znaczy to już jest fakt. Tą metodą powstało już trochę rzeczy. Nie tylko zresztą książki, ale obrazy, które już demonstrowałem oraz wystawiałem.
No to wsio.
Wystawa ,, Akt w malarstwie Józefa Wilkonia” dostępna w języku polskim:
www.artekspozycje.rynekisztuka.pl
Paulina Kozłowska